wtorek, 8 stycznia 2013
Ojciec - odc. V
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Byliśmy
wtedy na polowaniu na łosie. Ojciec ruszył w pogoń za jednym, gdy nagle znalazł
się na gościńcu. W tym czasie stacjonował tam też konwój brytyjski, którym
dowodził dawny towarzysz broni naszego ojca – Raphael Stone. Często o nim
mówił, bowiem bardzo go szanował i łączyła ich przyjaźń. Wraz z Jamesem i
Jonathanem widziałem wszystko zza krzaków. Raphael rzucił się na ojca wraz z
trzema żołnierzami. Dwóch go złapało, podczas, gdy trzeci z muszkietem w
dłoniach obserwował okolicę, wypatrując zasadzki ze strony patriotów. Reszta
konwoju stała na baczność. Ich było ze trzydziestu, a nas tylko trzech. Musiałem z braćmi coś
zrobić. Mieliśmy jedynie dwa muszkiety, łuk, pistolet skałkowy, tomahawk –
pamiątkę ojca po wizycie w jednej z wiosek Indian; a także trzy noże do skórowania. James
kazał mi i Jonathanowi schować się za krzakami i wypalić,
wpierw z Raphaela i żołnierza, który stał tuż obok niego. Mieliśmy przenosić
się z miejsca w miejsce, by czerwone kubraki nie wiedziały co się dzieje.
Zrobiliśmy tak, a ojciec od razu wyrwał się z uścisku Brytyjczyków i chwycił muszkiet upadającego już na ziemię żołnierza. Ja i Jonathan
staraliśmy się jak najszybciej ponownie przeładować muszkiety, ale zajmowało to
jakąś minutę zasięg i celność nie była najlepsza, lecz jakoś dawaliśmy radę.
James dzierżąc w jednej ręce tomahawk, a w drugiej pistolet, szybko wypalił w jednego z trzydziestu innych
przeciwników, a potem szybko rzucił się za drzewo by uniknąć wroga. James był
dobrze wyszkolony przez ojca. Wiedział dużo o broni palnej, a także o kulturze
Indian.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz